PROSZĘ O PRZECZYTANIE NOTATKI POD ROZDZIAŁEM!
ZOSTAW COŚ PO SOBIE:)
PRZEPRASZAM ZA TAK DŁUGĄ PRZERWĘ.
ROZDZIAŁ ZAWIERA SCENKI +18, CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ!
*jestem w takich rzeczach nie doświadczona, więc proszę o nie ocenianie mnie ;p*
MIŁEGO CZYTANIA.
Nicole.
Od dwóch tygodni jestem najszczęśliwaszą dziewczyną na świecie.
Mam cudownego chłopaka, najlepszą przyjaciółkę i co najważniejsze - kochającą rodzinę.
I niczego mi nie brakuje!
Od kiedy byliśmy jeździć konno, mój ojciec i Justin bardzo zbliżyli się do siebie.
Cały czas ze sobą rozmawiają, śmieją się, a nawet byli razem na meczu koszykówki!
Okazało się, że kibicują tej samej drużynie.
Raz kiedy rozmawiali, musiałam wyjść z pokoju, bo tak mnie nudzili...
Od dwóch tygodni myślę tylko o jednym.
Czy Justin jest tym jedynym?
Czy jestem już gotowa na to, żeby stracić dziewictwo?
Justin jest facetem i potrzebuje bliskości.
Od kiedy jest ze mną nie uprawiał seksu - przynajmniej mam taką nadzieje.
Kocham go i wiem, że chce to zrobić z nim, a nie z pierwszym lepszym.
Dzisiaj zostaliśmy sami w domu, ponieważ mój ojciec musiał jechać w delegacje, Bella wyszła z przyjaciółkami, a Martha miała dzisiaj wolne.
Odpowiedni dzień.
Wyszłam z kuchni z miską popcornu i chrupek, kierując się wzdłuż korytarza do salonu, w którym siedział Justin.
- Już jestem. Mam nadzieje, że nie tęskniłeś za bardzo. - zachichotałam, odkładając miski na stół i rzucając się obok chłopaka na kanapie.
- Starałem się, ale jakoś mi nie wyszło. - odpowiedział z miną zbitego szczeniaka.
- Awww... Jesteś taki słodki! - powiedziałam śmiejąc się cicho.
Chłopak spojrzał na mnie urażony tym co własnie powiedziałam i odwrócił się plecami do mnie.
Zapomniałam.
On jest wszystko tylko nie słodki.
- Ojej, zapomniałam, że ty nie jesteś słodki tylko seksowny. - wywróciłam oczami, śmiejąc się pod nosem.
Chłopak odwrócił się do mnie ze swoim cwanym uśmieszkiem i pociągnął mnie na swoje kolana. Tak, że siedziałam na nim okrakiem.
- Powiem ci, że też jesteś niczego sobie. - powiedział cicho, przez co jego głos był zachrypnięty i pociągający.
- Mhym... - mruknęłam.
Chłopak zaczął muskać swoimi ustami moją szczękę, przechodząc do szyi.
Czułam narastające podniecenie w sobie i rosnące wybrzuszenie w jego spodniach napierające na moją strefę intymną.
Zaczęłam lekko, lecz pewnie ruszać swoimi biodrami w przód i w tył ocierając się o jego przyrodzenie.
Chłopak jęknął mi do ucha, gryząc jego płatek.
Jego ręce zjechały na mój tyłek miażdżąc go swoimi dużymi rękami.
Zaczął ruszać moimi biodrami szybciej, przez co zrobiłam się bardziej mokra.
- Ohhh... - wyjęczałam.
Chłopak nagle przewrócił nas tak, że ja leżałam pod nim, a on górował nade mną.
- Nicol... - jęknął.
O mój Boże, jakie to było seksowne.
- Justin, proszę. - wydyszałam, jeżdżąc rękami po jego szczęce.
- O co mnie prosisz, kochanie? - mruknął, całując mnie przelotnie w usta.
- Kochaj się ze mną. - powiedziałam w przerwie po między pocałunkami.
- Co proszę? Bo chyba nie dosłyszałem. - zaczął się ze mną droczyć.
Kiedy znalazł mój punkt G, głośno wciągnęłam powietrze do ust, ciągnąć za jego włosy.
- Pieprz mnie, Bieber. - warknęłam przez zęby, nie mogąc już dłużej wytrzymać.
- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem, księżniczko. - odpowiedział.
Szybko wstał, przerzucając mnie sobie przez ramię, kierując się w stronę schodów do mojej sypialni.
Kiedy już się w niej znaleźliśmy, postawił mnie na nogi i przygwoździł do ściany, całując mnie
i mocno napierając na moje miejsce intymne.
Całowaliśmy się zachłannie, zrzucając z siebie pokolei zbędne ubrania.
Justin posadził mnie na jednej z komod nie odrywając swoich ust od moich.
Wplotłam ręce w gęste włosy chłopaka, przez co jęknął mi w usta gryząc moją dolną wargę. Przysunęłam biodra bliżej niego, pokazując tym, że chce jego bliskości.
Chłopak załapał o co chodzi i wziął mnie na ręce, kładąc po chwili na łóżku.
W jednej sekundzie stał się taki czuły i delikatny.
Szatyn zaczął całować mój brzuch zjeżdżając niżej do moich mokrych już majtek.
- Jesteś taka mokra, kochanie. - jęknął, całując mnie przez materiał.
- Dla mnie. - dodał cicho.
Ściągnął ze mnie zbędną bieliznę, całując mnie przy tym mocno pa całym ciele.
Jęknęłam z przyjemności, przymykając oczy z rozkoszy i wijąc się pod jego rozgrzanym ciałem. Justin zsunął rękę do mojego miejsca, wkładając w nie jednego palca.
- O Boże.. - wyjęczałam, spoglądając na jego rękę z góry.
Poczułam, że zaraz dojdę, ale w pewnym momencie chłopak wyciągnął ze mnie palca, przez co jęknęłam niezadowolona.
Uśmiechnął się do mnie zadziornie, kiwając głową rozbawiony.
Podniosłam rękę, uderzając chłopaka lekko w ramię.
- A to za co? - powiedział udając urażonego.
- Nabijasz się ze mnie, kretynie. - warknęłam.
Zachichotał po chwili przestając, widząc moją minę.
- Wszystko popsułeś. - mruknęłam.
- Mogę to naprawić. - powiedział, muskając moją szyje swoimi gorącymi ustami.
- Jestem za. - wydyszałam.
Justin wstał na chwilę, podchodząc do swoich spodni i wyciągając z nich niebieską paczkę prezerwatyw.
- Pozorny zawsze ubezpieczony. - wzruszył ramionami, uśmiechając się niewinnie.
Wrócił na łóżko, ponownie górując nade mną.
Wzięłam od niego opakowanie i wyciągnęłam z niej prezerwatywę.
Spojrzałam na szatyna, przegryzając seksownie wargę, wzięłam do ręki jego olbrzymiego kolegę, wsuwając na niego gumkę masując go przy tym.
Justin zajęczał mi do ucha, przez co byłam jeszcze bardziej podniecona i chciałam jak najszybciej poczuć go w sobie.
- Powiedz jak będzie boleć, okej? - powiedział, gładząc mój policzek.
Pokiwałam głową na znak, że się zgadzam aż nagle poczułam ogromny ból przechodzący przez moje podbrzusze.
Justin zatrzymał się, pozwalając mi się przyzwyczaić do bólu, po chwili zaczął poruszać się powoli.
Ból ustąpił, a zamiast niego pojawiła się, przyjemność.
Justin zaczął poruszać się szybko i zwinnie, sprawiając mi tym samym ogromną przyjemność.
- Justin... - wyjęczałam czując, że zaraz dojdę.
- Wiem. - wysapał.
Po dwóch mocnych pchnięciach, poczułam ciepło rozchodzące się po całym moim ciele. Wstrzymałam oddech z przyjemności, która zalała moje ciało.
Trwaliśmy bez ruchu przez około pięć minut, przetwarzając w myślach to co się stało.
Kiedy wyrównaliśmy swoje oddechy, Justin zszedł ze mnie kładąc się obok i przytulając mnie mocno do swojego boku, składając na czole słodki pocałunek.
- Bolało? - zapytał pocierając moje ramię.
- Przez chwilkę, później było już tylko lepiej. - zachichotałam czerwieniąc się.
Chłopak przetarł ręką moje ramie, przyciągając mnie jeszcze bliżej.
- Kocham cię. - usłyszałam po dłuższej chwili.
Podniosłam głowę tak, że byłam na wprost jego, napierając mocno swoimi ustami na jego.
- Ja ciebie też, nawet nie wiesz jak bardzo. - powiedziałam cicho, odrywając się od chłopaka. Kładąc z powrotem głowę na klacie chłopaka i przymykając oczy, zapadając w głęboki sen.
~*~
Kiedy się obudziłam, Justina nie było przy mnie, zamiast niego leżała taca ze śniadaniem i list. Przetarłam zaspane oczy, sięgając po list, który leżał na tacy.
"Mam nadzieje, ze się wyspałaś księżniczko? W ramach przeprosin przygotowałem dla ciebie śniadanie. Mam nadzieje, że będzie ci smakować ;)
Dziękuje za wczorajszą noc, nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że tak mi ufasz. Przepraszam, że nie ma mnie teraz przy tobie, ale musiałem jechać do firmy ojca.
Wszystkiego Najlepszego, moja gorąca osiemnastko!
Kocham cię, Justin."
Z uśmiechem na ustach wzięłam się za śniadanie, przyrządzone przez mojego wspaniałego chłopaka.
Więc dzisiaj jest już dwudziesty piąty stycznia. Dzień, w którym skończę swoje osiemnaste urodziny. Szybko zleciało.
Teraz mogę odpowiadać za siebie, mogę robić co chce, a mój ojciec nie może mi niczego zabronić.
Kiedy zjadłam śniadanie, wstałam z łóżka owijając się kołdrą. Idąc do łazienki, poczułam straszny ból w tym miejscu.
Zignorowałam go i weszłam do pomieszczenia, zrzucając z siebie kołdrę i wchodząc pod prysznic.
Poczułam ulgę, kiedy gorąca woda zalała moje ciało.
Brzuch przestał, aż tak mocno bolec, a ja mogłam w spokoju wziąść prysznic.
Po cudownej kąpieli, owinęłam się szczelnie miękkim ręcznikiem, umyłam zęby.
Wchodząc do pokoju z zamiarem ubrania się.
Postanowiłam na klasyczne jeansowe spodnie, biały crop top, sandały na obcasach, a na to zarzuciłam długi, cienki czarny sweter.
Włosy postanowiłam lekko pokręcić i zrobić lekki makijaż. Kiedy już byłam gotowa, przejrzałam się w lustrze i szczerze mówiąc.
Wyglądałam ładnie.
Z uśmiechem na ustach zeszłam do kuchni, gdzie zastałam Bellę robiąca śniadanie razem z Marthą.
- Dzień dobry. - mruknęłam z uśmiechem.
Kobiety kiedy tylko mnie usłyszały, uśmiechnęły się szeroko i podeszły mnie przytulić, życząc wszystkiego najlepszego.
- Dziękuje. - odpowiedziałam.
- A gdzie tata? - zapytałam, czekając na śniadanie.
- Pojechał do biura, ale nie martw się. Wróci popołudniu. - powiedziała z uśmiechem. Pokiwałam głową, popijając sok pomarańczowy i jedząc jajecznicę przygotowaną przez Marthe.
- Gdzie ona jest?! - zdezorientowana, odwróciłam głowę w stronę wejścia do kuchni, gdzie zastałam Emily z wielkim uśmiechem.
- Nicol, moja ty stara dupo! - wydarła się.
Zachichotałam podchodząc do niej i mocno ją przytulając.
- Wszystkiego Najlepszego, kochana. - powiedziała mi do ucha.
- Dziękuje. - mruknęłam, mocniej ją przytulając.
- Czekaj. - powiedziała po chwili, gwałtownie odrywając się ode mnie.
Przyglądała się mojej zaskoczonej twarzy, może gdzieś przez dziesięć minut? Pięć?
- Co ty taka szczęśliwa... - mruknęła pod nosem.
- O mój Boże! - wykrzyczała.
- Zrobiliście to! - krzyknęła.
Przymknęłam jej usta swoją ręką, uciszając ją i mówiąc cicho, że nie jesteśmy same. Usłyszałam chichoty za sobą, więc się odwróciłam. Bella i Martha stały obok siebie z szerokimi uśmiechami.
Pewnie byłam cała czerwona.
Kto jak kto, ale Emily zna mnie na wylot.
- No to już! Opowiadaj! - krzyknęła!
- Przestań krzyczeć. - skarciłam ją wzrokiem.
- I nie wiem o czym ty mówisz. - mruknęłam, wracając na swoje wcześniejsze miejsce.
- Jak to nie wiesz? Zrobiliście to! - ponownie krzyknęła.
Wywróciłam oczami, biorąc się za jedzenie.
- Niczego nie robiliśmy. - syknęłam przez zaciśnięte zęby.
Rudowłosa zmarszczyła brwi, po chwili chyba zrozumiała o co mi chodzi i pokiwała głową z uśmiechem.
Zachichotałam pod nosem kręcąc głową z zażenowania.
- Co dzisiaj planujesz robic? - zapytała Bella.
- Pójdziemy na zakupy z Em, prawda? - zapytałam dziewczyny, siedzącej przy mnie.
Emily pokiwała głową, obierając pomarańcze.
- Nie ma sprawy, bawcie się dobrze. - powiedziała z uśmiechem Bella, wychodzac z pomieszczenia.
- No to co? - zapytałam z zadziornym uśmieszkiem.
- Zakupy! - krzyknęła, ciagnąc mnie w stronę drzwi.
Zabrałam jeszcze torebkę i telefon i mogłam wychodzić.
To będzie najlepszy dzień w moim życiu.
~*~
Justin.
Kiedy wyszedłem z domu Nicol, od razu wsiadłem w samochód i pojechałem pod magazyn Cullena.
Pewnie zastanawiacie się co robię pod magazynem tego skurwiela?
Otóż zadzwonił do mnie i poprosił o spotkanie, bo musimy poważnie porozmawiać.
Kiedy tylko to usłyszałem, omal nie zesikałem się ze śmiechu.
Ten idiota porwał moją dziewczynę, pobił ją, skręcił jej nogę, a teraz prosi mnie o spotkanie? On chyba ochujał.
Wchodząc do magazynu upewniłem się, że mam przy sobie broń. Lepiej być ubezpieczonym, nigdy nie wiadomo co mu do głowy strzeli. Oczywiście nie byłem sam, był ze mną Ethan i John, którzy mnie osłaniali.
Przemierzałem stare korytarze, szukając "głównej sali", w której prawdopodobnie czekał na mnie tej skurwiel.
Ethan i John siedzieli mi na ogonie w bezpieczniej odległości.
Kiedy już znalazłem się w tej "głównej" sali, moją uwagę przykuła dziewczyna przygwożdżona do podłogi, a nad nią wisiał nie kto inny jak Cullen, który ją całował i macał.
Prychnąłem pod nosem zwracając tym samym na siebie uwagę.
- O Justin! Już myślałem, że się nie pojawisz. - powiedział z entuzjazmem.
- Gadaj czego chcesz, nie mam czasu. - warknąłem.
Chciałem ten dzień spędzić ze swoją księżniczką, świętując jej osiemnaste urodziny, a nie użerając się z tym skurwielem.
- Chciałem tylko, żebyś coś dla mnie zrobił. - prychnąłem pod nosem słysząc jego słowa.
- Ja dla ciebie? Kpisz sobie ze mnie? - warknąłem podchodząc bliżej niego.
- Porwałeś moją dziewczynę, pobiłeś ją i jeszcze kurwa masz czelność dzwonić do mnie i prosić o spotkanie? - syknąłem przez zęby.
Jego wyraz twarzy nadal się nie zmieniał. Nadal miał przyklejony ten jebany uśmieszek do ryja, przez którego miałem ochotę go zabić.
- Jeżeli tego nie zrobisz, już nigdy więcej nie zobaczysz swojej księżniczki. - wzruszył ramionami.
Parsknąłem śmiechem bez humoru patrząc na niego rozbawiony.
- I co zrobisz? - prychnąłem, patrząc na niego srogim wzrokiem.
- Porwiesz ją znowu? - warknąłem.
- Myślałem nad tym, ale nie. - odpowiedział z uśmiechem.
- Załatwię ciebie. - warknął.
Nim się zorientowałem zostałem dźgnięty nożem, którego wcześniej nie zauważyłem. Poczułem ogromny ból, który był nie do zniesienia.
Pamiętam tylko, że dostałem dwa razy, i że ktoś krzyczał moje imię.
Zemdlałem.
~~*~~
Nicole.
Po czterech godzinach chodzenia po sklepach postanowiłyśmy wrócić do domu.
W samochodzie śpiewałyśmy piosenki, rozmawiałyśmy i śmiałyśmy się.
Było świetnie, ale odkąd Justin pojechał do firmy swojego taty, mam bardzo dziwne przeczucie, że coś złego się wydarzy.
Przez całe popołudnie nie dostałam żadnego sms'a od Justina, przez co zaczynałam się martwić.
Wysiadając z samochodu, sięgnęłam po telefon sprawdzając go po raz setny tego dnia.
- Nie przejmuj się tak! - zachichotała moja przyjaciółka.
- Pewnie nie dzwoni, bo przygotowuje jakąś niespodziankę dla ciebie. - powiedziała, posyłając mi ciepły uśmiech.
- A jak się coś stało, a ja o tym nie wiem? - powiedziałam nerwowo.
- Nie martw się. Justin to dorosły chłopak, który potrafi o siebie zadbać.
On nie jest już małym dzieckiem. - powiedziała wchodząc do domu.
- Masz racje. - pokiwałam powoli głową.
- On poradzi sobie ze wszystkim, a to tylko firma ojca, prawda?
Co się tam może stać? - dodałam z uśmiechem.
- No własnie, a teraz chodz przebierz się. - powiedziała ciagnąc mnie za rękę.
~*~
Kiedy byłyśmy już gotowe, Emily kazała mi zasłonić oczy czarną przepaską mówiąc, że zaprowadzi mnie do samochodu.
Miałam chwilę zawahania, ponieważ moja przyjaciółka nie jest na tyle odpowiedzialna, żebym powierzyła w jej ręce własne życie.
W każdym razie, zgodziłam się.
Może być przynajmniej zabawnie.
- Okej, a teraz uważaj, bo będziemy schodzić po schodach. - powiedziała, trzymając mnie mocno.
- O nie! Nie możesz mi tej opaski założyć w samochodzie?
Boje się do cholery, Em. - spanikowałam.
- Jak spadnę ze schodów to cię zabiję. - warknęłam.
- Nie bój się. - usłyszałam jej śmiech.
- Wiesz, gdyby był to Justin oddałabyś się mu od razu. - mruknęła pod nosem.
- Słyszałam! - zaśmiałam się.
- I nie masz racji. On ma naprawdę głupie pomysły i nigdy nie wiadomo co strzeli mu do tej pustej głowy. - zachichotałam, po chwili robiąc się poważna.
To prawda, Justin miewa głupie pomysły.
Raz zaproponował mi skakanie ze spadochronu i pływanie z rekinami.
Nigdy w życiu tego nie zrobię.
- Okej, ostatni schodek i jesteś bezpieczna. - odezwała się.
Westchnęłam szczęśliwa, że to już koniec tej męczarni.
Zastałam pociągnięta w stronę drzwi jak się nie mylę. Po około pięciu minutach byłyśmy już w samochodzie, jadąc w nieznane.
Po dwudziestu minutach jazdy, zatrzymałyśmy się, Emily otworzyła drzwi z mojej strony biorąc mnie pod "rękę" i prowadząc nie wiem gdzie.
- Uważaj, teraz będą trzy schodki. - powiedziała.
- Denerwujesz się? - zapytała chichocząc.
- Tak. - zaśmiałam się.
Usłyszałam jak moja przyjaciółka otwiera drzwi, chyba naprawdę wielkie drzwi.
- Czekaj... - ucięła, rozwiązując chustę.
Po chwili usłyszałam głośnie "Niespodzianka".
Z wrażenia zakrywam usta dłonią, patrząc na każdą osobę tutaj przebywającą.
Byli tutaj wszyscy moi znajomi, kuzyni i kuzynki, ciotki, przyjaciele rodziny. Jednej osoby mi brakowało.
Justina.
- Wszystkiego Najlepszego, córeczko! - krzyknął mój rodziciel, podchodząc do mnie.
- Dziękuje. - odpowiedziałam nadal zaszokowana jak i zmartwiona.
- Gdzie Justin? - zapytałam odrywając się od niego.
- Powiedział, że może się trochę spóźnić. - pocieszył mnie.
Pokiwałam głową, czekając na dalszy przebieg przyjęcia.
Każdy podchodził do mnie i składał najszczersze życzenia.
Kiedy podeszła do mnie siostra mojej mamy, życząc mi jak najlepiej i mówiąc, że moja mama byłaby ze mnie dumna, że wyrosła ze mnie tak piękna i silna kobieta, po prostu się rozpłakałam.
- Dziękuje. - mruknęłam, wycierając wierzchiem dłoni mokre od łez policzki.
- Pamiętaj, że wszyscy jesteśmy tutaj dla ciebie i nie ważne co się stanie będziemy z tobą. - powiedziała płacząc.
Przytuliłam ją mocno, po raz setny dziękując.
- Baw się dobrze. - powiedziała z szerokim uśmiechem, odchodząc ode mnie.
Kiedy impreza trwała w najlepsze już od ponad godziny i wszyscy świetnie się bawili, nagle muzyka ucichła, a na "scenie" pojawił się mój ojciec, kiedy miał już coś powiedzieć do sali wleciał zdyszany Ethan.
- Nicole! - krzyknął, podbierając do mnie.
- Ethan! Wiesz może gdzie jest Justin i reszta? - zapytałam z uśmiechem.
Wokół nas zebrała się masa osób w tym mój ojciec.
- Ethan, ja chciałem teraz jej coś powiedzieć. - zaśmiał się ojciec, na co wszyscy mu zawtórowali oprócz chłopaka.
- Nicol, Justin jest w szpitalu. Został poważnie ranny. - kiedy usłyszałam te słowa, uśmiech z mojej twarzy znikał.
- Żartujesz sobie ze mnie? - warknęłam, czując strach, ktory zawładnął moim ciałem.
- Nie, przykro mi... - powiedział ze łzami w oczach.
- Leży w szpitalu White Memorial Medical Center* - na sali zrobiło się strasznie cicho.
Każdy zamilkł czekając ja moją reakcję.
Kiedy mój umysł przetworzył jego słowa, zerwałam się z miejsca omal nie zabijać się przez swoje zabójcze szpilki.
Ściągnęłam je, rzucając się do biegu w stronę wyjścia.
Usłyszał jak każdy mnie woła, ale miałam to teraz głęboko w dupie.
Moja miłość leży w szpitalu i muszę być przy niej jak najszybciej.
Nim się zorientowałam znalazłam się w samochodzie ojca, który "boy hotelowy" mi przywiózł. Moje policzki były mokre od łez, przez co trudniej było mi prowadzić.
Nie mogłam ich powstrzymać.
W mojej głowie było milion pytań jak do tego doszło?
Co się stało?
I czy przeżyje?
Jeżeli coś mu się stanie, nie przeżyje tego.
Nie dam sobie rady bez niego.
Zaparkowałam na parkingu pod szpitalem, szybko potykając się o własne nogi, zaczęłam biec do budynku.
Do recepcji wleciałam jak strzała z rozmazanym makijażem.
- Przywieziono tutaj rannego chłopaka. - powiedziałam.
- Justin Bieber, gdzie on leży?! - krzyknęłam, dławiąc się łzami.
- Proszę się uspokoić. - powiedziała, uciszając mnie.
- Nie pierdol mi tu, tylko gadaj gdzie on leży! - wybuchnęłam.
- Pan Bieber jest teraz operowany, jego stan jest ciężki. - powiedziała, patrząc na moja twarz ze współczuciem.
-Piętro trzecie, blok operacyjny numer trzysta dwadzieścia dwa. - powiedziała na wdechu. Zaczęłam szybkim krokiem iść w stronę wind, która już na mnie czekała w myślach powtarzając cały czas numer bloku.
Kiedy usłyszałam charakterystyczny dźwięk oznaczający, że już znalazłam się na tym pietrze, zaczęłam biec w stronę swojego celu, pi drodze wpadając na lekarza.
- Przepraszam bardzo, Justin Bieber co z nim?! - powiedziałam nerwowo.
- Kim Pani jest? - zapytał.
- Jego narzeczoną. - warknęłam.
Tak, skłamałam, ale inaczej nie udzieli by mi żadnej informacji.
- Otóż Pan Bieber trafił do nas, naprawdę w krytycznym stanie. - powiedział.
- Został dwa razy dźgnięty nożem, rany były głębokie, ale udało nam się go uratować.
Teraz tylko czekać, aż wybudzi się ze śpiączki. - dodał.
- A kiedy się obudzi? - zapytałam, łamiącym się głosem.
- To już zależy od organizmu Pana Biebera. - powiedział.
- Został przewieziony na sale dwieście dwadzieścia na drugim pietrze. - wyprzedził moje drugie pytanie.
- Przepraszam, ale muszę już iść. - ignorując go usiadłam pod śnianą, podkulając nogi i zanosząc się płaczem.
Ale jak to dźgnięty?
_______________________________________________________________________
PRZEPRASZAM.
Jest mi naprawdę głupio z powodu tak długiej przerwy, ale musicie mnie zrozumieć, że mam naukę na głowie i dodatkowo drugie fanfiction, na którym też od miesiąca nie pojawił się żaden rozdział..
Nie obiecuje, że rozdziały będą pojawiały się teraz częściej i systematycznie w piątki. Na dworze zrobiło się ciepło i już widać nasze upragnione lato! :3
Nie będę spędzała pół dnia przed laptopem i pisała rozdział, gdy za oknem świeci słońce i jest gorąco:/
Rozdziały będą pojawiały się raz na jakiś czas, choć to już prawie koniec You Never Know What Happens.
Zostało może z cztery rozdziały:(
Mam nadzieje, że rozdział się spodobał i napiszecie w komentarzu swoją opinię na jego temat.
Przepraszam też za to, że w ff nie ma tak dużo scen +18, ale jestem beznadziejna i nie doświadczona w pisaniu ich xd
Dziękuje i do następnego!