niedziela, 15 lutego 2015

Rozdział 22: "Jej usta z moimi to czysta perfekcja."

               HEJKA NAKLEJKA! 

CZYTAJ NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM :* 

 NIE ZAPOMNIJ O KOMENTARZU! :D
                 
                     Miłego czytania! :)







                         Nicole 


          Chciałabym z nimi normalnie móc porozmawiać, ale nie potrafię. To jest zbyt trudnę, zwłaszcza po tym co się stało. Straciłam do nich zaufanie, już nigdy nie będzie tak samo - to oczywiste. Minęły dwa dni, odkąd wróciłam do domu. Mówiłam niewiele, rozmawiałam tylko z Emily, która przychodziła do nas dzień w dzień i Bellą, która naprawdę się o mnie martwi i zagląda do mnie co godzinę, czy nic mi nie jest i czy czegoś nie potrzebuję. Jest naprawdę kochana i dopiero teraz to dostrzegłam, nie wiem czemu wcześniej byłam dla niej taką suką. 


     Chyba nie mogłam przyjąć do wiadomości tego, że nigdy nie poznałam własnej matki, a zamiast niej była przez ten cały czas Bella. Do ojca mam wielki żal i tak naprawdę boje się z nim rozmawiać. Kocham go, ale nie jestem jeszcze gotowa na rozmowę. Co do Justina... Nie wiem co z nami będzie, straciłam do niego zaufanie i nie umiem tak po prostu mu wybaczyć. 

     
     Wstałam z łóżka chwiejnym krokiem, postanowiłam dzisiaj zejść do ludzi, a nie siedzieć w pokoju przez całe swoje życie. Z moją kostką jest już odrobinę lepiej, ale nadal strasznie boli.   Weszłam do pomieszczenia zwanym łazienką i zaczęłam lać gorącą wodę do wanny. Zrzuciłam z siebie ciuchy, bieliznę i powoli weszłam do gorącej wody.



Tego było mi potrzeba.


       
                             ~*~


           Musiałam się tak odprężyć, że aż zasnęłam. Chwyciłam ręcznik, który wisiał na wieszaku i szczelnie się nim okryłam. Wyszłam z pomieszczenia i skierowałam się do garderoby. Postawiłam na zwykły zestaw, czyli: dresy, luźna koszulka, długie ciepłe skarpety i oczywiście bieliznę. Gdy już się ubrałam, zaczęłam rozczesywać swoje długie i puszyste włosy. Gotowa wyszłam z pokoju i podążyłam w stronę schodów. Od dwóch dni w domu są cały czas przjaciele Justina. 



Przecież mój ojciec go nienawidzi, więc po co miałby tutaj być? 



            Utykając, gdy schodziłam na dół wszystkie wzroki skierowały się w moją stronę - w tym jego przenikliwy i martwiący. Jego czekoladowe oczy - w które uwielbiałam patrzeć, cały czas były wpatrzone w moją osobę. Nie zwracałam na nic innego uwagi, patrzyłam wciąż na niego. Nie wiem dlaczego, ale od dwóch dni nawet na niego nie spojrzałam.



Brakowało mi tego.



            Przejechał językiem po swoich perfekcyjnych ustach w kształcie serca, ale nie odrywał wzroku od moich. Tak bardzo chciałabym, żeby było tak jak dawniej. 


Nie byłam na niego zła, miałam do niego zaufanie i przedewszystkim rozmawiałam z nim. Cholernie mi go brakuje, źle się czuje z faktem, że już nie będzie tak jak kiedyś.        


Czułam na sobie wzroki innych - w tym ojca, ale nie zwróciłam nawet na nich uwagi. Cały czas patrzyłam w te jedne piękne brązowe oczy. 
- Możemy porozmawiać? - wypaliłam nagle, w myślach policzkując się za to. 



Nie byłam gotowa na rozmowę!



- Ze mną? - zaszokowany spytał, wskazując palcem na siebie. Pokiwałam głową, śmiejąc się cicho pod nosem, powodując u niego uśmiech. 
- Jasne. - uśmiechnął się do mnie w ten swój sposób i podszedł bliżej. Utykając skierowałam się na taras, gdzie było cicho i przyjemnie. Usiadłam na schodkach prowadzących na plażę, na którą miałam piękny widok. Kochałam to miejsce, zawsze kiedy byłam zdołowana przychodziłam tutaj i rozmyślałam. 



Pomagało mi to. 



Poczułam, że siada obok mnie tak, że nasze ramiona się stykały. Moje ciało się spięło, a wszystko co miałam powiedzieć, tak po prostu wyleciało mi z gowy.


Cholera


- Przepraszam. - powiedział po dłuższej chwili. Spojrzałam w jego stronę, dając mu znak, żeby mówił dalej. - To wszystko moja wina, nie powinienem tego wszystkiego robić. Nie powinienem mieszać w twoim życiu, nie powinienem w ogóle się w nim pojawiać. - prychnął pod nosem. 
- Nie... - ucięłam. Mam to powiedzieć? -   W tobie widziałam wsparcie, poczucie bezpieczeństwa. - mruknęłam, odwracając wzrok na plażę przed sobą. - To wszystko stało się tak nagle... Ty się stałeś. - powiedziałam cicho. Widziałam kątem oka jak odwraca głowę w moją stronę. - Znamy się krótko i to naprawdę dziwne. - zaśmiałam się, spojrzałam na niego uśmiechając się lekko. - Ale zrobiłeś się dla mnie naprawdę bardzo ważny. Nie chce, żeby wszystko tak wyglądało. - dodałam. - Nie chce się od ciebie oddalać. - mruknęłam, spuszczając głowę na swoje dłonie. 
- Nie chciałem, żeby wszystko tak się potoczyło. - zaczął. - Nie chciałem cię ranić. - mruknął. - Kiedy cię poznałem... Byłaś dla mnie kolejną dziewczyną, zwykłą osobą do zabicia. - kolejną? - Ale gdy zaczęliśmy się do siebie zbliżać, spędzać ze sobą każdą wolną chwilę... - uciął. - Po prostu coś do ciebie poczułem, coś czego nigdy w życiu nie czułem do żadnej dziewczyny. - spojrzał na mnie, a moje serce przyspieszyło. - Żałuje, że nie mogę cofnąć czasu, a uwierz mi naprawdę bym to zrobił. Nie miałabyś tych wszystkich zadrapań, siniaków i przedewszystkim, nie musiałabyś się bać. - patrzył prosto w moje oczy. W jego widziałam czystą troskę o mnie, a w moich? W moich było pełno łez. - Żałuję wszystkiego co się stało. Przepraszam cię, Nicol. - powiedział, patrząc na mnie wyczekująco.
- Co do mnie poczułeś? -  mruknęłam, uciekając wzrokiem od jego oczu. Na jego twarzy pojawił się zadziorny uśmiech. 
- Jak zwykle ciekawska. - mruknął pod nosem, a ja zrobiłam się cała czerwona. 
- No co? - warknęłam, posyłając mu złowrogie spojrzenie. Zaraz po tym uśmiechając się, pokazując tym, że tylko żartowałam. Wstał ciagnąć mnie za sobą, spojrzał głęboko w moje oczy i stało się. 


Powiedział to. 


- Zakochałem się w tobie, Watson. - mruknął. 



O mój Boże!



                            ~*~



                         Justin 


                Nie mogłem uwierzyć w to co powiedziałem. Wyznałem jej całą prawdę, mam nadzieje, że mi wybaczy, i że będzie chciała dać mi jeszcze jedną szanse. Brunetka cały czas patrzyła na mnie w szoku, chyba nie za bardzo spodobało jej się to co przed chwilą powiedziałem. 
- Justin... - mruknęła. Spojrzałem na nią wyczekująco. Trochę zacząłem się stresować tym co miała zaraz powiedzieć. 



Bałem się odrzucenia z jej strony. 



- J-ja... Nie wiem co powiedzieć. - powiedziała, robiąc dwa kroki w tył. - Co powiesz mojemu ojcu? Jak on zareaguje? Przecież się nienawidzicie! - zaczęła histeryzować, utykać chodząc w tą i spowrotem ze zdenerwowania. 
- Powiemy mu. - odpowiedziałem, wzruszając ramionami i opierając się o filarę.
- Czy ty się słyszysz?! - warknęła. 
- Zachowujesz się jakbyśmy niewiadomo co robili. - zaśmiałem się, podchodząc bliżej niej. Jej twarz wyrażała zaskoczenie, ale potem na niej pojawił się zadziorny uśmieszek.



Ktoś tu ma brudne myśli.



       - A co my robimy? - zapytała, przegryzając wargę, podchodząc do mnie bliżej i kładąc ręce na mojej klatce piersiowej. 
- Hym... - udałem, że myślę. - Może to? - powiedziałem, kładąc ręce na jej biodrach i przyciągając ją bliżej. - Albo to... - mruknąłem, sunąc wargami po jej szczęce, obojczyku i szyi. 



Jęknęła.



     Uśmiechnąłem się zwycięsko, kładąc sece na jej talii. 
- Lub to. - powiedziałem cicho, wpijając się w jej usta. Chwilę stała osłupiała, ale potem zaczęła ze mną współpracować. Nim się obejrzałem nasze języki walczyły o dominacje. Tak bardzo mi tego brakowało, jej usta z moimi to czysta perfekcja. Mógłbym całować ją cały czas, bez przerwy. Oderwaliśmy się od siebie, gdy zabrakło nam tchu. Dziewczyna patrzyła na mnie spod swoich długich rzęs, a nasze czoła były złączone razem.
- Masz czas dziś wieczorem? - zapytałem cicho, muskając jej usta. 
- Yhym... - mruknęła, robiąc to samo. 
- Poświecisz mi chwilkę? - dodałem, kładąc ręce na jej kościstych policzkach. Pokiwała twierdząco głową. Pocałowałem ją ponownie, uzyskując z jej strony uroczy chichot.
- Jesteś niewyżyty. - zaśmiała się, ciagnąc mnie za sobą do domu. Podniosłem ją, żeby nie musiała się męczyć ze schodami, usłyszałem tylko jej pisk.
- Co ty wyprawiasz?! - krzyknęła, spanikowana.
- Spokojnie, tylko ci pomagam. - zaśmiałem się.


Jest urocza. 


                           ~*~

              
                         Nicole 


Zaraz, co się własnie stało?! Jesteśmy razem? Czy on naprawdę powiedział, że się we mnie zakochał? Czy on naprawdę mnie pocałował? Czy to się naprawdę stało? 


- Może wejdziemy do środka? - wyrwał mnie z rozmysleń chłopak.         Uśmiechnęłam się do niego i pokiwałam głową. Do środka weszliśmy trzymając się za ręce, co nie powiem - bardzo mi się podobało, gdy staliśmy już w progu wejścia do salonu, zatrzymałam się niepewna tego, co miało się zaraz wydarzyć. Chłopak zmarszczył czoło patrząc na mnie. 
- Co jest? - mruknął mi do ucha. Wzruszyłam ramionami niepewna.
- Nie uważasz, że to za wcześnie? - zapytałam cicho. 
- Ale co? - zapytał zdziwiony. 
- No.. My. - warknęłam. 
- Nie. - syknął, puszczając moją rękę. - Nicol, zakochałem się w tobie i chce być przy tobie, gdy mnie potrzebujesz. Chce, żebyś w końcu czuła się bezpieczna, w moich ramionach. Chce cię mieć przy sobie i przy tobie spędzać każdą wolną chwilę. - powiedział, patrząc głęboko w moje oczy. - Potrzebuje cię w swoim życiu, nawet nie wiesz jak bardzo. - warknął.
- Myślisz, że ja tego nie chce?! - syknęłam, przez zaciśnięte zęby. - Myślisz, że tylko ty potrzebujesz bliskości? Nie, nie tylko ty. - syknęłam. - Boje się, że sytuacja z przed kilku dni powtórzy się, i że już nie zdążycie na czas. - powiedziłam już nie co ciszej. - Teraz już rozumiesz? - dodałam. Patrzył na mnie zaskoczony, ale rownież zdziwniony moim nagłym wybuchem.
- To już nigdy się nie powtórzy, obiecuje ci to. - warknął.
- Nie możesz przewidzieć tego co się wydarzy, Justin. - powiedziałam.
- Mogę ci zapewnić, że więcej się tak nie stanie. - odpowiedział, twardym tonem. - Musisz mi tylko zaufać. - dodał już spokojniejszym głosem. 
- Justin... Po tym co się ostatnio stało, straciłam zaufanie do wszystkich. - mruknęłam, unikając jego przenikliwego spojrzenia.
- Sprawię, że znów mi zaufasz... - powiedział, błagalnie. - Daj mi szansę, proszę. - dodał. Westchnęłam cieżko, przytakując głową. 
- Ale jeżeli ci się nie uda, będzie z tobą źle. - powiedziałam groźnie. Usłyszałam jego głęboki śmiech, przez co uśmiech wlazł na moją twarz.
- Dobrze, księżniczko. - odpowiedział, składając na moich ustach namiętny pocałunek.



Nie mogło być lepiej



                            ~*~



Witam wszystkich! Mam nadzieje, że rozdział wam się podoba, i że zostawicie po sobie miły komentarz ;) 
     

     SHIPPUJECIE JICOLE? A MOŻE 

   NUSTIN? Piszcie w komentarzach! 



      NASTĘPNY? - NIEDZIELA! 


Kończą mi się ferie, więc trzeba wrócić już do codzienności, czyli: szkoły. :( 
Opowiadanie powoli dobiega końca, niestety nie będzie 2 części YNKWH :( 

Ale nie martwcie się! Mam pomysł na następne ff! :D 

Do następnego!


Całuski Veroniczka! Xoxo

         
                          


                        

sobota, 7 lutego 2015

Rozdział 21: "Przyszedł po mnie."

       
        CZYTASZ? = KOMENTUJ!!!

                 Miłego czytania :) 


Nicole



- Wstawaj! - ktoś krzyknął, budząc mnie przy tym. 


Zasnęłam? 


To był ten blondyn, który wczoraj do mnie przyszedł i jako jedyny nie był dla mnie niemiły. Otworzyłam zmęczone oczy i zobaczyłam, że stoi nade mną i tylko czeka, aż się podniosę. 



To sobie poczekasz, ha! 



Nie wiem ile spałam, ale nadal czułam się zmęczona i wszystko mnie strasznie bolało, najbardziej żebra. Chłopak nie był w dobrym humorze i tym razem chyba mi nie pomoże wstać lub nawet usiąść.
- Długo mam jeszcze czekać?! - syknął przez zęby.
- Nie mogę wstać... - mruknęłam. Poczułam szarpnięcie i ogromny ból rozchodzących się wzdłuż mojej kostki, aż do moich żeber.



Co się do cholery dzieje?! 



Krzyknęłam, a w moich oczach pojawiły się łzy. Kostka niemiłosiernie zaczęła boleć, aż zakręciło mi się w głowie.
- Nie mam zamiaru się z tobą cackać, kurwa. Idziemy. - warknął, ciągnąc mnie za sobą. Wydałam z siebie okrzyk bólu i upadłam na podłogę, a z oczu wydostały się łzy, których nie mogłam powstrzymać. - Czego kurwa nie rozumiesz w słowie "idziemy"? - syknął.
- Czego nie rozumiesz w zdaniu "nie mogę chodzić, bo mam złamaną nogę"? - warknęłam, krztusząc się łzami. - Dupek. - mruknęłam, w zamian dostałam cios w brzuch. - Kurwa... - krzyknęłam z bólu. - P-przepraszam... - dodałam, ale mnie nie słuchał. Zaczął wymierzać ciosy w twarz, brzuch potem już nic nie czułam.



Zemdlałam. 



                             ~*~     



Justin


Szliśmy cicho wzdłuż korytarza, było ciemno, a jedynie co było słychać to nasze nierówne oddechy. Szedłem na przodzie, prowadząc wszystkich do wyznaczonego celu. Dotarliśmy do wielkich drzwi, z których słychać było rozmowę Cullena ze swoimi pracownikami.
- I co teraz z nią zrobimy? - zapytał, gdy usłyszałem słowo "nią", moje pięści zacisnęły się na broni, którą trzymałem.
- Poczekamy, aż przyjadą po nią, a napewno to zrobią. Jest w końcu oczkiem w głowie Nathana, byłby złym ojcem, gdyby nie przyszedł. - zaczął się śmiać jakby był to najzabawniejszy żart na świecie. 
- A co jeżeli przyjdzie z The Killers*? - zapytał cicho jeden z jego przydupasów. 
- Cóż... Nie sądzę, żeby tak się stało. - odpowiedział swobodnie. - W końcu Watson z Bieberem się nienawidzą. - ponownie się zaśmiał. Kiwnąłem głową na znak, że wchodzimy. Policzyłem do pięciu i z impetem otworzyłem drzwi. 
- Witam państwa, przyszedłem odebrać to co moje. - uśmiechałem się do wszystkich szeroko, w końcu nie wytrzymałem i zacząłem się śmiać. 



Ich miny były bezcenne. 



- Justin, cóż za miła niespodzianka! - zawołał radośnie Cullen. - Co cię tu sprowadza? - spoważniałem, rozejrzałem się uważnie po pomieszczeniu zatrzymując swój wzrok na moim największym wrogu - Jamesie Cullenie. 
- Gdzie ona jest? - warknąłem. Facet spojrzał na mnie zdziwiony udając, że nie wie o co mi chodzi. 
- Ale kto? - udawał głupiego.
- Nie udawaj, kurwa. - podeszłem bliżej, poczułem jak broń zostaje przyciśnięta do mojej głowy. 


Kurwa


- Wiem, że ją macie. - syknąłem przez zęby. 
- Gdzie jest kurwa, moja córka?! - krzyknął Nathan wchodząc do pomieszczenia razem ze swoją grupą.
- Ohh... O nią chodziło. - uśmiechnął się chytrze. - Jest u mnie bezpieczna, nie masz się o co martwić. - wzruszył ramionami, jakby nigdy nic.
- Jeżeli coś jej zrobiłeś... Rozpierdole ci łeb. - warknąłem.
- Justin? Co ci się stało, nigdy nie przejmowałeś się dziewczynami. Zawsze jedna na jedną noc, pamiętasz? - powiedział, patrząc na mnie z pogardą.
- Chce ją zobaczyć. - powiedziałem, unikając jego "pytania".
- Zakochałeś się, Justin? - zaśmiał się Cullen.
- Nie. - warknąłem. - Chce ją zobaczyć. - dodałem, przez zaciśnięte zęby. 
- Dobrze, skoro nalegasz. - odpowiedział. - Przyprowadź sukę. - gdy usłyszałem jak ją nazwał wyrwałem się chłopakowi, który trzymał broń przy mojej głowie. Uderzyłem go w twarz i kopłem w brzuch, powalając na ziemię celując bronią w Jamesa. 
- Przyprowadź ją. - warknąłem.


                              
                               ~*~        



Nicole


Siedziałam pod ścianą z podkulonymi nogami pod brodę. Zostałam ponownie pobita, nie mogę się ruszyć. Moja głowa strasznie pulsowala o kostce już nawet nie wspólnę, nawet nie czułam już tego okropnego bólu. 



Mam już dość.



Usłyszałam jak ktoś wchodzi do pomieszczenia, nie ruszyłam się nawet o centymetr. Niech robią co chcą, mnie to już obojętne.
- Wstawaj. - powiedział, podchodząc do mnie bliżej. Próbowałam się podnieść, ale na marnę. Podszedł do mnie i pociągnął za ramię w górę, aż syknęłam z bólu. 



Pieprzony dupek!


Idąc, w prawdzie podskakując na jednej nodze, próbowałam być szybsza i go wyprzedzić, ale to było na marnę. Mijaliśmy długie korytarzę, w których było jeszcze chłodniej niż w moim "pomieszczeniu". Zaczął mnie prowadzić do ogromnych drzwi, aż w końcu do nich dotarliśmy. Otworzył je i siłą wrzucił mnie do środka.
- Kurwa... Delikatniej nie mogłeś? - zapytałam, leżąc na plecach masując kostkę. 
- Nicole... - usłyszałam dobrze znane mi dwa głosy. Odwróciłam głowę w stronę dochodzącego dźwięku i zamarłam.



Przyszedł po mnie. 



- Justin... - mruknęłam. W moich oczach zebrały się łzy kiedy zobaczyłam ich wszystkich: Justna, tatę, Ethana, Johna i znajomych taty, których nie znałam, ale cieszyłam się, że poświęcili się dla mnie i przyszli.
- Jak słodko. - klasnął w dłonie mężczyzna podchodząc bliżej mnie. Zaczęłam się cofać do tyłu, aż natknęłam się na ścianę. - Wstań ślicznotko, nic ci nie zrobię. - powiedział, uśmiechając się do mnie w obrzydzający sposób. Skrzywiłam się, patrząc na niego z dołu i prychnęłam.
- Wcześniej też miałeś mi nic nie robić, a wyglądam gorzej niż jak mnie tu przywieźli. - warknęłam, wywracając oczami. - Nie dziękuję, posiedzę sobie. - mój głos był niewyraźny i przepełniony sarkazmem. 
- Wstań, kurwa jak cię prosiłem. - warknął. 
- Zostaw ją. To nie jej sprawa, załatwimy to wszystko sami. - syknął mój ojciec. Mężczyzna pociągnął mnie do góry i przystawił do skroni pistolet. Na moment przestałam oddychać, widziałam desperację w oczach ojca i złość w Justina. 
- Chyba się przesłyszałem. - zacmokał. - Oczywiście, że to jej sprawa. Jest spokrewniona z moimi dwoma największymi wrogami. - zaśmiał się. - Jak się czujesz, kochanie? - zapytał mnie sztucznym głosem. Skrzywiłam się i nie odpowiedziałam, w moim gardle pojawiła się wielka gula, przez którą nie mogłam wydobyć z siebie żadnego słowa. - Słyszałaś o co zapytałem?! - krzykał tak głośno, że aż się wzdrgnęłam. 
- T-tak... - mruknęłam. 
- Grzeczna dziewczynka. - mruknął mi do ucha. Zaczął sunąć swoimi ochydnymi ustami wzdłuż mojej szczenki, aż do obojczyka. - Jesteś piękna, wiesz? Pewnie masz wielu adoratorów. W tym Justina, prawda? - dodał. - Szkoda byłoby takiej pięknej dziewczyny... - o Boże
- C-co ty robisz? - nie usłyszałam odpowiedzi, zamiast tego usłyszałam głośne strzały. Upadłam na ziemię, czołgające się pod najbliższy stół. Zatkałam uszy, nie chcąc słyszeć tych odgłosów. W pewnym momencie strzały ucichły i wydawało mi się, że słychać tylko mój cichy szloch.
- Nicol, kochanie... - to był tata. - Już wszystko dobrze, jestem z tobą. - próbował mnie przytulić, ale odsunęłam się szybko. - Wszystko dobrze? - zapytał cicho. Wygramoliłam się z pod biurka i spróbowałam wstać, kiedy już mi się to udało spojrzałam na niego z pogardą. W jego oczach widziałam desperację, smutek, zawiedzienie i złość. 
- Zostałam pobita, mam złamaną nogę, wszystko mnie boli, a do tego zostałam porwana przez interesy własnego ojca... Tak, kurwa. Wszystko w porządku! - krzyknęłam. - Zabierz mnie do domu. - mruknęłam do Ethana, dławiąc się łzami. Ten jedynie pokiwał głową i wziął mnie na ręcę. 


                             ~*~


2 godziny pózniej



Zatrzymaliśmy się pod naszym domem, jako pierwsza próbowałam wysiąść z samochodu, ale niestety moja kostka mi na to nie pozwalała. Skoczyłam nie na tą nogę co powinnam, przez co krzyknęłam i się przewróciłam.
- Wszystko w porządku? - zapytał Justin, próbując mnie podnieść.
- Tak. - warknęłam, odpychając go od siebie i próbując wstać. - Ethan, mógłbyś mi pomóc? - mruknęłam. 
- Jasne. - podszedł do mnie i wziął mnie na ręcę, gdy przekroczyliśmy próg domu, od razu rzuciła się na mnie całe we łzach Bella.
- O mój Boże! Nic ci nie jest?! Zrobili ci coś? Dotykali w ten sposób? - zadawała mi masę pytań, ale ja tylko kiwałam głową na "nie".
- Chce zostać sama. - mruknęłam. Poczułam, że zaraz zacznę na nowo płakać, więc wolałam stąd wyjsć, żeby nie widzieli jaka jestem słaba.
- Zaraz do ciebie przyjdę. Przyniosę ci ci coś do jedzenia i porozmawiamy, dobrze? - zapytała, uważnie mi się przyglądając. Kiwnęłam głową i zaczęłam zmierzać w kierunku schodów.


Cholera.


Próbowałam na nie wejść skacząc na jednej nodzę, ale nie wychodziło mi to. Czułam na sobie ich martwiące się wzroki, przez co wywróciłam oczami.
- Nicol... Pomóc ci? - to był John. 
- T-tak... - odpowiedziałam ledwo słyszalnie. Podszedł do mnie, wziął mnie pod ramię i razem ze mną skierował się na górę. Wchodząc do pokoju, od razu położyłam się na łożku z głową w poduszkach i tak po prostu zaczęłam płakać. Czułam na sobie wzrok Johna - martwiący i pełen skruchy wzrok. 
- Nicol... - próbował do mnie podejść, ale spanikowałam. Wstałam szybko, ignorując bolącą nogę. 
- Nie podchodź! - krzyknęłam. Nie wiem co mi się stało, ale zaczęłam się bać. - Wyjdź stąd, chce być sama. - powiedziałam cicho. Patrzył na mnie zszokowany, nie dziwie się. Sama siebie nie poznawałam. 
- Wszystko w porządku? - zapytał, próbując się ponownie do mnie zbliżyć. - Może zawołam Justina? Albo twojego ojca? - dodał. Energicznie pokiwałam głową, żeby tego nie robił.



Nie chce ich widzieć.


- Chce być kurwa sama. - warknęłam, dając nacisk na każde słowo. Pokiwał głową, odwrócił się i wyszedł. Kiedy opuścił pomieszczenie, usiadłam przy łożku na podłodze i zaczęłam ponownie płakać.


Jestem żałosna.


Zaśmiałam się ponuro patrząc w jeden martwy punkt przed sobą, chciałabym mieć normalne życie. 


Chciałabym mieć normalnego ojca, który pracuje w normalnej firmie, a nie w jakieś pieprzonej mafii. Chciałabym zakochać się w normalnym chłopaku, a nie zabójcy. Chciałabym, żeby była z nami mama. Chciałabym przestać być okłamywaną na każdym kroku. Chciałabym być w końcu szczęśliwa. 

 

                              ~*~



Hejka wszystkim! Dzisiaj mam dla was rozdział 21 i mam nadzieję, że wam się podoba :) Ostatnio na Twitterze pytałam, czy chcielibyście drugą część You Never Know What Happens, ale niewielu z was się udzieliło ;) Tutaj pod rozdziałem napiszcie mi, czy chcecie, czy nie.
Ja się nad tym zastanawiałam, ale mam też pomysł na drugiego bloga ;D 


     NASTĘPNY? = NIEDZIELA!


Całuski Veroniczka! Xoxo