sobota, 7 lutego 2015

Rozdział 21: "Przyszedł po mnie."

       
        CZYTASZ? = KOMENTUJ!!!

                 Miłego czytania :) 


Nicole



- Wstawaj! - ktoś krzyknął, budząc mnie przy tym. 


Zasnęłam? 


To był ten blondyn, który wczoraj do mnie przyszedł i jako jedyny nie był dla mnie niemiły. Otworzyłam zmęczone oczy i zobaczyłam, że stoi nade mną i tylko czeka, aż się podniosę. 



To sobie poczekasz, ha! 



Nie wiem ile spałam, ale nadal czułam się zmęczona i wszystko mnie strasznie bolało, najbardziej żebra. Chłopak nie był w dobrym humorze i tym razem chyba mi nie pomoże wstać lub nawet usiąść.
- Długo mam jeszcze czekać?! - syknął przez zęby.
- Nie mogę wstać... - mruknęłam. Poczułam szarpnięcie i ogromny ból rozchodzących się wzdłuż mojej kostki, aż do moich żeber.



Co się do cholery dzieje?! 



Krzyknęłam, a w moich oczach pojawiły się łzy. Kostka niemiłosiernie zaczęła boleć, aż zakręciło mi się w głowie.
- Nie mam zamiaru się z tobą cackać, kurwa. Idziemy. - warknął, ciągnąc mnie za sobą. Wydałam z siebie okrzyk bólu i upadłam na podłogę, a z oczu wydostały się łzy, których nie mogłam powstrzymać. - Czego kurwa nie rozumiesz w słowie "idziemy"? - syknął.
- Czego nie rozumiesz w zdaniu "nie mogę chodzić, bo mam złamaną nogę"? - warknęłam, krztusząc się łzami. - Dupek. - mruknęłam, w zamian dostałam cios w brzuch. - Kurwa... - krzyknęłam z bólu. - P-przepraszam... - dodałam, ale mnie nie słuchał. Zaczął wymierzać ciosy w twarz, brzuch potem już nic nie czułam.



Zemdlałam. 



                             ~*~     



Justin


Szliśmy cicho wzdłuż korytarza, było ciemno, a jedynie co było słychać to nasze nierówne oddechy. Szedłem na przodzie, prowadząc wszystkich do wyznaczonego celu. Dotarliśmy do wielkich drzwi, z których słychać było rozmowę Cullena ze swoimi pracownikami.
- I co teraz z nią zrobimy? - zapytał, gdy usłyszałem słowo "nią", moje pięści zacisnęły się na broni, którą trzymałem.
- Poczekamy, aż przyjadą po nią, a napewno to zrobią. Jest w końcu oczkiem w głowie Nathana, byłby złym ojcem, gdyby nie przyszedł. - zaczął się śmiać jakby był to najzabawniejszy żart na świecie. 
- A co jeżeli przyjdzie z The Killers*? - zapytał cicho jeden z jego przydupasów. 
- Cóż... Nie sądzę, żeby tak się stało. - odpowiedział swobodnie. - W końcu Watson z Bieberem się nienawidzą. - ponownie się zaśmiał. Kiwnąłem głową na znak, że wchodzimy. Policzyłem do pięciu i z impetem otworzyłem drzwi. 
- Witam państwa, przyszedłem odebrać to co moje. - uśmiechałem się do wszystkich szeroko, w końcu nie wytrzymałem i zacząłem się śmiać. 



Ich miny były bezcenne. 



- Justin, cóż za miła niespodzianka! - zawołał radośnie Cullen. - Co cię tu sprowadza? - spoważniałem, rozejrzałem się uważnie po pomieszczeniu zatrzymując swój wzrok na moim największym wrogu - Jamesie Cullenie. 
- Gdzie ona jest? - warknąłem. Facet spojrzał na mnie zdziwiony udając, że nie wie o co mi chodzi. 
- Ale kto? - udawał głupiego.
- Nie udawaj, kurwa. - podeszłem bliżej, poczułem jak broń zostaje przyciśnięta do mojej głowy. 


Kurwa


- Wiem, że ją macie. - syknąłem przez zęby. 
- Gdzie jest kurwa, moja córka?! - krzyknął Nathan wchodząc do pomieszczenia razem ze swoją grupą.
- Ohh... O nią chodziło. - uśmiechnął się chytrze. - Jest u mnie bezpieczna, nie masz się o co martwić. - wzruszył ramionami, jakby nigdy nic.
- Jeżeli coś jej zrobiłeś... Rozpierdole ci łeb. - warknąłem.
- Justin? Co ci się stało, nigdy nie przejmowałeś się dziewczynami. Zawsze jedna na jedną noc, pamiętasz? - powiedział, patrząc na mnie z pogardą.
- Chce ją zobaczyć. - powiedziałem, unikając jego "pytania".
- Zakochałeś się, Justin? - zaśmiał się Cullen.
- Nie. - warknąłem. - Chce ją zobaczyć. - dodałem, przez zaciśnięte zęby. 
- Dobrze, skoro nalegasz. - odpowiedział. - Przyprowadź sukę. - gdy usłyszałem jak ją nazwał wyrwałem się chłopakowi, który trzymał broń przy mojej głowie. Uderzyłem go w twarz i kopłem w brzuch, powalając na ziemię celując bronią w Jamesa. 
- Przyprowadź ją. - warknąłem.


                              
                               ~*~        



Nicole


Siedziałam pod ścianą z podkulonymi nogami pod brodę. Zostałam ponownie pobita, nie mogę się ruszyć. Moja głowa strasznie pulsowala o kostce już nawet nie wspólnę, nawet nie czułam już tego okropnego bólu. 



Mam już dość.



Usłyszałam jak ktoś wchodzi do pomieszczenia, nie ruszyłam się nawet o centymetr. Niech robią co chcą, mnie to już obojętne.
- Wstawaj. - powiedział, podchodząc do mnie bliżej. Próbowałam się podnieść, ale na marnę. Podszedł do mnie i pociągnął za ramię w górę, aż syknęłam z bólu. 



Pieprzony dupek!


Idąc, w prawdzie podskakując na jednej nodze, próbowałam być szybsza i go wyprzedzić, ale to było na marnę. Mijaliśmy długie korytarzę, w których było jeszcze chłodniej niż w moim "pomieszczeniu". Zaczął mnie prowadzić do ogromnych drzwi, aż w końcu do nich dotarliśmy. Otworzył je i siłą wrzucił mnie do środka.
- Kurwa... Delikatniej nie mogłeś? - zapytałam, leżąc na plecach masując kostkę. 
- Nicole... - usłyszałam dobrze znane mi dwa głosy. Odwróciłam głowę w stronę dochodzącego dźwięku i zamarłam.



Przyszedł po mnie. 



- Justin... - mruknęłam. W moich oczach zebrały się łzy kiedy zobaczyłam ich wszystkich: Justna, tatę, Ethana, Johna i znajomych taty, których nie znałam, ale cieszyłam się, że poświęcili się dla mnie i przyszli.
- Jak słodko. - klasnął w dłonie mężczyzna podchodząc bliżej mnie. Zaczęłam się cofać do tyłu, aż natknęłam się na ścianę. - Wstań ślicznotko, nic ci nie zrobię. - powiedział, uśmiechając się do mnie w obrzydzający sposób. Skrzywiłam się, patrząc na niego z dołu i prychnęłam.
- Wcześniej też miałeś mi nic nie robić, a wyglądam gorzej niż jak mnie tu przywieźli. - warknęłam, wywracając oczami. - Nie dziękuję, posiedzę sobie. - mój głos był niewyraźny i przepełniony sarkazmem. 
- Wstań, kurwa jak cię prosiłem. - warknął. 
- Zostaw ją. To nie jej sprawa, załatwimy to wszystko sami. - syknął mój ojciec. Mężczyzna pociągnął mnie do góry i przystawił do skroni pistolet. Na moment przestałam oddychać, widziałam desperację w oczach ojca i złość w Justina. 
- Chyba się przesłyszałem. - zacmokał. - Oczywiście, że to jej sprawa. Jest spokrewniona z moimi dwoma największymi wrogami. - zaśmiał się. - Jak się czujesz, kochanie? - zapytał mnie sztucznym głosem. Skrzywiłam się i nie odpowiedziałam, w moim gardle pojawiła się wielka gula, przez którą nie mogłam wydobyć z siebie żadnego słowa. - Słyszałaś o co zapytałem?! - krzykał tak głośno, że aż się wzdrgnęłam. 
- T-tak... - mruknęłam. 
- Grzeczna dziewczynka. - mruknął mi do ucha. Zaczął sunąć swoimi ochydnymi ustami wzdłuż mojej szczenki, aż do obojczyka. - Jesteś piękna, wiesz? Pewnie masz wielu adoratorów. W tym Justina, prawda? - dodał. - Szkoda byłoby takiej pięknej dziewczyny... - o Boże
- C-co ty robisz? - nie usłyszałam odpowiedzi, zamiast tego usłyszałam głośne strzały. Upadłam na ziemię, czołgające się pod najbliższy stół. Zatkałam uszy, nie chcąc słyszeć tych odgłosów. W pewnym momencie strzały ucichły i wydawało mi się, że słychać tylko mój cichy szloch.
- Nicol, kochanie... - to był tata. - Już wszystko dobrze, jestem z tobą. - próbował mnie przytulić, ale odsunęłam się szybko. - Wszystko dobrze? - zapytał cicho. Wygramoliłam się z pod biurka i spróbowałam wstać, kiedy już mi się to udało spojrzałam na niego z pogardą. W jego oczach widziałam desperację, smutek, zawiedzienie i złość. 
- Zostałam pobita, mam złamaną nogę, wszystko mnie boli, a do tego zostałam porwana przez interesy własnego ojca... Tak, kurwa. Wszystko w porządku! - krzyknęłam. - Zabierz mnie do domu. - mruknęłam do Ethana, dławiąc się łzami. Ten jedynie pokiwał głową i wziął mnie na ręcę. 


                             ~*~


2 godziny pózniej



Zatrzymaliśmy się pod naszym domem, jako pierwsza próbowałam wysiąść z samochodu, ale niestety moja kostka mi na to nie pozwalała. Skoczyłam nie na tą nogę co powinnam, przez co krzyknęłam i się przewróciłam.
- Wszystko w porządku? - zapytał Justin, próbując mnie podnieść.
- Tak. - warknęłam, odpychając go od siebie i próbując wstać. - Ethan, mógłbyś mi pomóc? - mruknęłam. 
- Jasne. - podszedł do mnie i wziął mnie na ręcę, gdy przekroczyliśmy próg domu, od razu rzuciła się na mnie całe we łzach Bella.
- O mój Boże! Nic ci nie jest?! Zrobili ci coś? Dotykali w ten sposób? - zadawała mi masę pytań, ale ja tylko kiwałam głową na "nie".
- Chce zostać sama. - mruknęłam. Poczułam, że zaraz zacznę na nowo płakać, więc wolałam stąd wyjsć, żeby nie widzieli jaka jestem słaba.
- Zaraz do ciebie przyjdę. Przyniosę ci ci coś do jedzenia i porozmawiamy, dobrze? - zapytała, uważnie mi się przyglądając. Kiwnęłam głową i zaczęłam zmierzać w kierunku schodów.


Cholera.


Próbowałam na nie wejść skacząc na jednej nodzę, ale nie wychodziło mi to. Czułam na sobie ich martwiące się wzroki, przez co wywróciłam oczami.
- Nicol... Pomóc ci? - to był John. 
- T-tak... - odpowiedziałam ledwo słyszalnie. Podszedł do mnie, wziął mnie pod ramię i razem ze mną skierował się na górę. Wchodząc do pokoju, od razu położyłam się na łożku z głową w poduszkach i tak po prostu zaczęłam płakać. Czułam na sobie wzrok Johna - martwiący i pełen skruchy wzrok. 
- Nicol... - próbował do mnie podejść, ale spanikowałam. Wstałam szybko, ignorując bolącą nogę. 
- Nie podchodź! - krzyknęłam. Nie wiem co mi się stało, ale zaczęłam się bać. - Wyjdź stąd, chce być sama. - powiedziałam cicho. Patrzył na mnie zszokowany, nie dziwie się. Sama siebie nie poznawałam. 
- Wszystko w porządku? - zapytał, próbując się ponownie do mnie zbliżyć. - Może zawołam Justina? Albo twojego ojca? - dodał. Energicznie pokiwałam głową, żeby tego nie robił.



Nie chce ich widzieć.


- Chce być kurwa sama. - warknęłam, dając nacisk na każde słowo. Pokiwał głową, odwrócił się i wyszedł. Kiedy opuścił pomieszczenie, usiadłam przy łożku na podłodze i zaczęłam ponownie płakać.


Jestem żałosna.


Zaśmiałam się ponuro patrząc w jeden martwy punkt przed sobą, chciałabym mieć normalne życie. 


Chciałabym mieć normalnego ojca, który pracuje w normalnej firmie, a nie w jakieś pieprzonej mafii. Chciałabym zakochać się w normalnym chłopaku, a nie zabójcy. Chciałabym, żeby była z nami mama. Chciałabym przestać być okłamywaną na każdym kroku. Chciałabym być w końcu szczęśliwa. 

 

                              ~*~



Hejka wszystkim! Dzisiaj mam dla was rozdział 21 i mam nadzieję, że wam się podoba :) Ostatnio na Twitterze pytałam, czy chcielibyście drugą część You Never Know What Happens, ale niewielu z was się udzieliło ;) Tutaj pod rozdziałem napiszcie mi, czy chcecie, czy nie.
Ja się nad tym zastanawiałam, ale mam też pomysł na drugiego bloga ;D 


     NASTĘPNY? = NIEDZIELA!


Całuski Veroniczka! Xoxo 

18 komentarzy:

  1. Oczywiście że tak to jest mega czekam z niecierpliwością na nowy

    OdpowiedzUsuń
  2. Biedulka, wspolczuje jej miec ojca, ktory pracuje w mafii :( niech sie pogodzi juz z Justinem :((

    OdpowiedzUsuń
  3. świetny, i oczywiscie, że chcemy <3
    i niech sie pogodzi z Jussem :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowny. <3 chce druga czesc.

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudowny, cudowny i jescze raz cudowny *-*
    Kocham jak piszesz! ;*
    Oczywiście że chcemy! ♥
    Czekam nn :D
    Pozdrawiam i życze jeszcze więcej weny :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny rozdział ! Czekam na next ! :)


    I tak jak pisałam na twitterze chce drugą część :)

    OdpowiedzUsuń
  7. cudo cudo cudo kocham too świetny rozdział niech ona się w końcu pogodzi z Justinem czekam z nie cierpliwością na nn tylko szkoda że dopiero w następną niedzielę

    OdpowiedzUsuń
  8. Co? Niedziela tak długo ! No cóż opowiadanie jest świetne więc poczekam

    OdpowiedzUsuń
  9. O nie ! Nie wytrzymam do niedzieli ;( rozdział jak zwykle genialny i czekam na następny ;***

    OdpowiedzUsuń
  10. Kiedy bd nastepny rozdzial ? Nie mg sie doczekac ♡♥♡♥

    OdpowiedzUsuń
  11. Dawaj nexta bo nie wytrzymam

    OdpowiedzUsuń