poniedziałek, 5 stycznia 2015

Rozdział 13: "Tak w ogóle to mówiłaś, że znasz swojego ojca... Prawda?"

     CZYTASZ? = KOMENTUJESZ!
Przeczytaj notatkę pod rozdziałem!
          Miłego czytania :) 

Nicole 

-  Justin? Powiesz mi o co chodzi? - zapytałam, lekko podenerwowana.
Ukrywał coś przede mną.
- Nicol, nie teraz. - syknął, wyprowadzając mnie z klubu. Jak się domyślam, do swojego samochodu. - Dostałaś ostatnio jeszcze jakiegoś sms'a? Z pogróżkami? - zalewał mnie pasą pytań, aż nie nadążałam.
- Woah.. Uspokój się! - powiedziałam. Spiorunował mnie wzrokiem i czekał aż mu odpowiem. - Nie, nie dostałam żadnego. - westchnęłam. - To chyba dobrze? - zapytałam. 
Justin nad czymś intensywnie myślał, nie zwracając na mnie uwagi.
- Wątpię. - mruknął. Spojrzałam na niego jak na idiotę i się wydarłam.
- Jak to wątpisz?! Wolisz, żeby ktoś nadal mnie zastraszał?! - krzyknęłam. - Nawet nie wiesz jak to wszystko przeżywałam! Nie wychodziłam z domu! Bałam się... - warknęłam ze łzami w oczach.
Nie mam zamiaru znowu przez nim ryczeć. 
Spojrzał na mnie z żalem i powiedział.
- Nicol... To nie tak... Martwię się o ciebie, nawet nie wiesz jak bardzo. - westchnął. - Ale ten ktoś może zrobić ci krzywdę... Wolałbym, żebyś dostawała te jebane sms'y niż, żeby ktoś cię nachodził lub obserwował. - powiedział, przyglądając mi się uważnie. - Nie zauważyłaś ostatnio czegoś lub kogoś podejrzanego wokół siebie? - zapytał, z troską w głosie i mocno mnie przytulił. 
- W sumie... Gdy byłam w klubie, szłam do toalety to jakaś dziewczyna mnie zaczepiła i odziwo znała moje imię. - powiedziałam niepewnie. Ciało chłopaka jak na zawołanie spięło się, a mnie przeszedł niemiły dreszcz. -  Powiedziała, że muszę gdzieś z nią iść... - nie dokończyłam, ponieważ chłopak mi przerwał.
- Poszłaś? - warknął. 
- Nie? Daj mi dokończyć. - wywróciłam oczami. - Powiedziałam, że jej nie znam i nigdzie z nią nie pójdę. Ona się chyba zdenerwowała, ale nie dałam jej odpowiedzieć, bo weszłam do toalety... Gdy z niej wyszłam już jej nie było. -powiedziałam. - Wróciłam na sale z zamiarem poszukania Emily, rozglądałam się i zauważyłam tą samą dziewczynę jak mi się uważnie przygląda. - mruknęłam.
- Ja pierdole... - warknął chłopak. - Słuchaj. Nie rozmawiaj więcej z nieznajomymi, ani nie odpisuj na sms'y. Najlepiej zmień numer. - powiedział, zdenerwowany. 
- Ale dlaczego? Co się dzieje? - zapytałam. Spojrzał na mnie poirytowany, ale nic nie powiedział.

Dupek!

- Ugh.. - warknęłam. 

Ten człowiek działa mi na nerwy.



Jechaliśmy w ciszy, pomiędzy nami można było wyczuć napiętą atmosferę.
- Długo będziemy tak milczeć? - zapytałam cicho. Chłopak ponownie nie odpowiedział, a w moich oczach pojawiły się łzy. Może i to głupie, ale... Wolę, gdy się do mnie uśmiecha, jest pewny siebie i zabawny. Nienawidzę go takiego wrednego, bez uczuciowego i suchego dla mnie. - Jesteś na mnie zły? - zapytałam niepewnie. Odpowiedziała mi cisza.

Super.

Nie odezwałam się do końca drogi, gdy zatrzymaliśmy się pod moim domem. Wysiadłam szybko z samochodu, nie żegnając się i nic nie mówiąc, skierowałam się do domu. W domu znowu nie zastałam nikogo. 

Lepiej dla nich.

Weszłam do kuchni z zamiarem wzięcia czegoś do picia, tym samym patrząc na godzinę. Była czwarta nad ranem. Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Zmarszczylam czoło, odkładając szklanę na blat. Przez głowę przeszła mi myśl, że to może być jakiś gwałciciel lub morderca.
Morderca nie dzwoniłby dzwonkiem do drzwi, kretynko!
Gdy podeszłam do drzwi zawachałam się.

Otworzyć, czy nie?

Zdecydowałam jednak, że otworzę.
- Justin? - mruknęłam, zaskoczona.
Co on tu do cholery robi? 
Nic nie powiedział, tylko wparował do środka, zamykając za sobą drzwi - tym samym ciagnąć mnie za sobą. 
- Justin, do cholery! - warknęłam. 
- Co? - syknął. 

Trzymajcie mnie.

- Co ty tu do cholery robisz?! - powiedziałam, dając nacisk na każde słowo. - Najpierw mnie ignorujesz, wkurzasz się niewiadomo o co! - syknęłam. - I przychodzisz tutaj jakby nigdy nic, tym samym awanturujesz się i mnie denerwujesz! - krzyknęłam. - Mówił ci ktoś kiedyś, że jesteś dziwny? - zapytałam rozbawiona. Patrzył na mnie srogo, przez co nie było mi już do śmiechu.

O co mu znowu do cholery chodzi?

- Nie wkurzałbym się, gdybyś nie była taką upierdliwą suką! - warknął. 
Co on własnie powiedział?
- Coś ty powiedział? - zapytałam. 

Zła?

Nie, to raczej był smutek.

- A co ogłuchłaś? - wywrócił oczami. - Powiedziałem, że nie wkurzałbym się, gdybyś... - nie zdążył dokończyć, ponieważ mu przeszkodziłam.
- Ćpałeś coś? - zapytałam. Miał rozszerzone zierenice, więc napewno coś brał.
- To nie twój pierdolony interes. - warknął. Spojrzałam się na niego z żalem, ale i ze złością w oczach.
- Dobrze... Więc wyjdź stąd. - powiedziałam wskazując ręką na drzwi, po to, żeby wyszedł.
- Hmm... - udawał, że nad czymś myśli i odpowiedział. - Nie. - uśmiechnął się z wyższością.
- Słucham? - zapytałam wściekła. Wywrócił oczami, kierując się do salonu na kanapę - tym samym na nią upadając.
- Co ty sobie wyobrażasz?! Że możesz tu przyłazić naćpany i czuć się jak u siebie na melinie?! - okej... Nie mieszka na melinie, ale to słowo akurat pasowało mi do tego zdania. - Co to, to nie mój kochany! Jesteś u mnie, więc zachowujesz się tak jak ja chcę. - powiedziałam. - I nie zachowujesz się jak totalny palant, bez wychowania! - krzyknęłam. Nagle wstał gwałtownie, podchodząc blisko mnie.

Za blisko.

- Słuchaj mała, dziwko. - to zabolało. - Nie będziesz mi mówić co mam robić i jak się zachowywać. - warknął. - W każdym jebanym momencie mogę cię zabić, a tego chyba nie chcesz? - zapytał ironicznie.

Zabić?

Spanikowałam. Moje serce zaczęło bić szybciej, a oddech przyśpieszył.
- Z-zabić? - zapytałam niepewnie.
- Tak, kochanie. Zabić. - powiedział spokojnie. 
- A-ale jak to? - czułam łzy pod powiekami.
On mówi poważnie?
- Normalnie. Działasz mi na nerwy, jesteś wkurwiająca i mnie nie słuchasz. - odpowiedział, przyglądając mi się uważnie. - Jesteś piękna, masz piękny uśmiech i jesteś cholernie seksowna. - oblizał wargi. 

Zachciało mi się wymiotować.

- Nie dziwie się sobie, że mi się podobasz. Jesteś urocza, twój śmiech to jak melodia dla moich uszu. - uśmiechnął się. - Piękne oczy i świetne ciało, ale też jesteś pyskata i nieposłuszna. Co bardzo mi się nie podoba. - pokręcił głową.

Zaczynam się go bać.

- Ale jesteś tylko moją przynętą, przez co nie mogę pozwolić sobie na więcej. - wzruszył ramionami, odchodząc ode mnie. 

Przynętą?

- Jaką przynętą? - zapytałam niepewnie.
- Otóż twój ojciec zrobił mi coś bardzo złego w przeszłości, ale nie martw się! Odpłacę mu się. - uśmiechnął się chytrze. - Tak w ogóle to mówiłaś, że znasz swojego ojca... Prawda? - zapytał, nadal się uśmiechając. Mnie do śmiechu nie było, wręcz przeciwnie.
Chciało mi się płakać.
Pokiwałam głową dając mu tym znak, żeby kontynuował. 
- Wiedziałaś, że twój kochany tatulek jest szefem największej mafii w mieście? Albo, że jesteś celem paru bardzo niebezpiecznych osób? - mówiąc to śmiał się. Jak to szefem? Mafii? 
- Żartujesz sobie? - zapytałam niedowierzając.

Kto by uwierzył?

- Nie. - uśmiechnął się. - Jednak nie wiesz o nim wszystkiego. - Zaszokowana usiadłam na kanapie.

On kłamie, prawda? 

- Przepraszam cię skarbie, ale muszę już spadać. Nie chciałbym spotkać teraz twojego ojca. - warknął i wyszedł. 

To chyba jakiś pieprzony sen.

     ---------------------------------------

Rozdział dodaje z małym opóźnieniem, ponieważ na sylwestra byłam u kuzynki i nie miałam kiedy usiąść i dokończyć rozdziału. Wróciłam dopiero w niedzielę, pod wieczór i wtedy zaczęłam go pisać. Nie było to spowodowane brakiem weny, ponieważ jej nie straciłam ;) 


Mam nadzieje, że Wam się podoba :)

    DO NASTĘPNEGO = PIĄTEK 
  CZYTASZ = KOMENTUJESZ!

Całuski Veroniczka! Xoxo


7 komentarzy: